Powiedzieć, że muszlę klozetową każdy w domu mieć powinien, to mało powiedzieć. Ba! Istnieje obowiązek posiadania takiego sprzętu w mieszkaniu – toaleta.
Zgodnie z odpowiednim rozporządzeniem Ministra Infrastruktury, nawet w prywatnym locum w łazience obok takich sprzętów jak wanna, umywalka czy pralka, pozycją obowiązkową jest właśnie WC. Z obowiązku tego zwolnieni są Ci, którzy posiadają w domu oddzielne pomieszczenie na ubikację. I tu przypomina się „Świat według Kiepskich” w którym lokatorzy pewnego po peerelowskiego bloku posiadają wspólną toaletę. I toczą zajadłą walkę o dostęp do niej. Przyzwyczailiśmy się do tego, że WC to standardowe wyposażenie mieszkania. I jakoś trudno jest sobie wyobrazić, że miałoby być inaczej, a przecież nie zawsze tak było …
Toaleta ze spłuczką to chiński wynalazek znany już od z górą dziesięciu wieków. Ale w Europie sprzęt taki pojawił się dopiero za panowania Elżbiety I, czyli w XVI wieku.
Królowa “bardzo dbała” o swoją higienę i kąpała się nawet raz w miesiącu, co i tak było znacznie częstsze niż u większości jej poddanych. Autorem pierwszego europejskiego WC był pewien poeta (sir John Harington), który zaprojektował sedes ze zbiornikiem wody uwalnianej na żądanie.
Wynalazek nie przyjął się. Ulepszone toalety stały się popularne dopiero w XVIII wieku. W Wersalu, który kojarzy się nam z przepychem i elegancją, toalety pojawiły się dopiero w drugiej połowie XVIII wieku.
Do tego czasu „pilne potrzeby” mieszkańcy rezydencji królów załatwiali w ogrodach albo używali nocników, które opróżniali wylewając ich zawartość za okno. Wersal cuchnął przez to niesłychanie i wyróżniał się tym na tle innych europejskich kompleksów pałacowych w Europie. Inaczej było w średniowiecznym Gdańsku, gdzie istniał system regularnie opróżnianych latryn, które musiała posiadać każda parcela. Korzystanie z toalet wiązało się oczywiście z odpowiednimi opłatami. Wraz z pojawieniem się kolejnych coraz to bardziej skomplikowanych sprzętów służących czynnościom intymnym pojawiły się problemy z nazewnictwem, które wielu z nas ma do dzisiaj.
Czy wypada w towarzystwie powiedzieć, ze udaję się do kibelka, czy to już niezbyt eleganckie określenie? Częściej użyjemy słów takich jak toaleta, czy też ubikacja. Istnieje też szereg wulgarnych określeń toalety, których z grzeczności nie wymienię.
W oznaczeniach międzynarodowych przyjęło się WC (water closet), albo po prostu znaczek 00. Mamy też różne historyczne nazwy ubikacji. Takie jak wygódka, sławojka czy też przybytek, które oznaczały drewnianą budkę zamykaną od środka, zawierającą otwór przez który..no, już sami wiecie.
Wiadomo, że WC powinno znajdować się w strefie intymnej. We współczesnych trendach urządzania łazienek, często spotyka się dodatkową ściankę, która oddziela przestrzeń z muszlą klozetową od reszty pomieszczenia.
Przed Olimpiadą w Sochi w 2014 roku, świat obiegły zdjęcia przedstawiające olimpijskie toalety z dwoma muszlami klozetowymi ustawionymi obok siebie, które nie były niczym przedzielone. Wywołało to spore oburzenie. Potem okazało się, że w budynku trwał remont i wszystko było nieporozumieniem. Jednak są takie miejsca gdzie z klozetowej intymności trzeba rezygnować. Miało to miejsce w pewnej kazańskiej toalecie podczas Letniej Universiady w 2013 roku.
A jak urządzić łazienkę tak, żeby znalazła się tam intymna strefa WC? Skontaktuj się z naszymi specjalistami – architekt wnętrz.